Opublikowano: 3 listopada 2019  admin. KOLARSTWO - TURYSTYKA - REKREACJA
Tegoroczny wypad rowerowy jak się okazało był rekordowy pod niemal każdym względem. Od liczby dni w podróży poprzez pokonane kilometry, odwiedzone państwa oraz poniesione koszty ;) Mając już dość znaczne doświadczenie w tego typu wyprawach wiem, że nie mam co planować bo i tak później wszystko może ulec całkowitej zmianie z powodu czynników niezależnych ode mnie. Za tegoroczny cel obieram dotarcie do Stambułu czyli powrót do pomysłu z przed dwóch lat. Wówczas to nie wypaliło bo jak niespokojne czasy w Turcji były to chyba każdy wie. No i jak zdecydowałem tak też zrobiłem. Przekalkulowałem czas, którym dysponuję i wiedząc, że dam radę pokonywać średnie dystanse w okolicy 200 kilometrów ruszam w drogę w połowie lipca. Pierwszy dzień był szybkim przejazdem przez Republikę Czeską, a jazdę kończę w okolicy Nitry na Słowacji. Kolejne dwa dni to przemierzanie zupełnie płaskich Węgier. Czwartego dnia docieram aż do przepięknego miasta jakim jest Timisoara w Rumunii! Przez kilka kolejnych dni przemierzam Rumunię. Jednym z moich pośrednich celów podczas tej wyprawy było przejechanie najwyżej położonej drogi asfaltowej Rumuni jaką jest Transalpina. Piękna, widokowa trasa, a dzięki temu, że panuje tu mniejszy ruch chyba nawet bardziej podał mi się przejazd tą drogą aniżeli Transfogaraska sprzed dwóch lat ;) Dunaj, czyli granicę z Bułgarią osiągam dnia ósmego. Początkowo wybieram takie trochę nijakie trasy. Coraz więcej mam defektów tylnego koła. A to przebita dętka, a to kolejna zerwana szprycha....Tym razem przejazd przez terytorium Bułgarii tak dobieram by ominąć wyższe góry. Temperatura dochodzi momentami do 40 stopni i życie w koło toczy się na zwolnionych obrotach. Dopiero wieczorami gdy się odrobinę wychładza rozpoczyna się nocne życie zwłaszcza w większych miasteczkach. W jedenastym dniu podróży docieram do granicy tureckich. Naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać bo to przecież zupełnie inna kultura. Niemal na każdym kroku czuję skierowane na mnie spojrzenia miejscowych. Zapewne nieczęsto spotykają turystę na rowerze ;) Każde większe miasteczko to obowiązkowa baza wojskowa. Wałęsających się po ulicach psów jest znacznie więcej jak w Rumunii czy Bułgarii. Jednak te w przeciwieństwie do innych wcześniej napotkanych nie są zainteresowane gonitwą za rowerzystami. No i są kolczykowane podobnie jak u nas zwierzęta hodowlane. Ogólnie w Turcji spędzam całe trzy dni. W największym szoku byłem gdy dotarłem do Stambułu. Ogromna aglomeracja gdyby nie to, że część miasta znajduje się już na kontynencie azjatyckim to Stambuł byłby największym miastem w Europie ;) Wyobrażacie sobie poruszać się rowerem po mieście gdzie żyje niemal 15 milinów ludzi ? Ja też byłem początkowo w szoku gdy nie potrafiłem włączyć się do ruchu na czteropasmowej jezdni. Chcesz przeżyć w Stambule poruszając się rowerem po tutejszych drogach to musisz jeździć tak jak inni ! To są słowa jednego Turka, który podwiózł mnie trochę w kierunku centrum dając kilka cenny wskazówek :) Na szczęście poza drogami ludzie tam są niesamowicie mili i uczynni. Konstantynopol czyli najbardziej reprezentacyjna część Stambułu jest oblegana przez turystów z całego świata. Ciągle ktoś mnie zaczepia zadając standardowe pytania Skąd ? Jak ? Ile ? Dokąd ? etc. A to jakiś Amerykanin, a to Brytyjka, a to z kolei chłopaki z Kazachstanu. Prawdę powiedziawszy zaczęło mnie to w pewnym momencie trochę nużyć bo chciałbym trochę jednak zwiedzić miasto ;) W tych najbardziej obleganych turystycznie miejscach co kawałek stoją patrole wojskowe w opancerzonych wozach. W Stambule spędzam niemal pół dnia. W większości na próbie dostania się i wydostania z centrum, a to przecież kilkadziesiąt kilometrów od peryferii ;) Trzynastego dnia jestem już w Grecji. Dwa lata wcześniej dotarłem do Salonik. Tym razem ta stolica historycznej Macedonii również jest na mojej trasie. Od wielu dni jadę w ogromnym upale strasznie męcząc się na podjazdach. W Grecji decyduję się ominąć Masyw Olimpu jadąc wybrzeżem morza egejskiego na południe. Za najbardziej na południe wysunięty punkt wyznaczam sobie miasto Larissa. Grecja to przepiękny kraj, ale drogi, najdroższy w którym do tej pory byłem. Według mnie podróż po tym kraju rowerem trochę psują tutejsze psy. Są one bardzo agresywne gdy widzą rowerzystę. Tyle co się najadłem stresu gdy za mną goniły....., jednak podsumowując uważam Grecję za mało sprzyjającą turystyce rowerowej. Co innego sąsiednia Republika Macedonii Północnej. Kraj zdecydowanie biedniejszy od swojego sąsiada, a ja się tam zdecydowanie lepiej czułem jeżdżąc czasami po drogach w bardzo złym stanie. Skopje to jedyna stolica, którą odwiedziłem podczas tej wyprawy. Pięknie odrestaurowane miasto. Kolejnym krajem na mojej trasie jest Kosowo. Najmłodsze państwo Europejskie. Ostatnio bardzo szybko odbudowywane po wojennych zniszczeniach. Zdaje się, że najtaniej tam było. W Kosowie byłem zaledwie jeden dzień, ale to niewielkie państwo. Teraz przede mną znacznie większe wyzwanie jakim jest Czarnogóra. Kraj bardzo górzysty, a dzięki temu bardzo ciekawy dla rowerzysty. No może nie jest już tak kolorowo gdy rower z bagażami waży 40 kg ;) Jednak przejazd przez tamtejsze góry dostarcza niesamowitych wrażeń, a widoki zapierają dech w piersi. 22 dnia przemierzam Bośnię i Hercegowinę i kolejnego dnia wpadam na jeden dzień do Chorwacji. Zahaczam o Park Narodowy Krka i ponownie wracam do Bośni i Hercegowiny. Kraj znacznie biedniejszy od sąsiedniej Chorwacji i ludzie tam często przyglądają się z zaciekawieniem mknącemu i ubranemu na kolorowo rowerzyście ;) 26 dzień to przejazd przez północną część Chorwacji i odwiedzam dosłownie na dwie godziny Słowenię. Po chwili jestem już na Węgrzech ;) Ostatnie dwa dni to gonitwa przez dość dobrze mi znane tereny na Węgrzech, Austrii, Słowacji oraz Czechach. 28 dnia melduję się pod wieczór w domu po  odwiedzeniu piętnastu państw i pokonaniu niemal 5700 kilometrów rowerem ! W liczbach: 28 dni 5692,23 km 203,29 km średnio dziennie 317 godz. 3 min.40 sekund jazdy 47457 metrów podjazdów 15 państw 11 x przebita dętka 13 zerwanych szprych.... ... i niezliczona ilość wypitych piw ;)   Poszczególne dni  Robert sukcesywnie i dokładnie opisuje na swoim blogu:
Kolarstwo - Turystyka - Rekreacja  © 1974 -2015 Klub Turystyki Kolarskiej "KTUKOL” - Głuchołazy Robert Jamróz Robert Jamróz Rowerowa wyprawa na Bałkany 2019 Rowerowa wyprawa na Bałkany 2019